środa, 22 grudnia 2021

      Ulubione płyty 2021 roku



U mnie rok bez muzyczno-płytowego podsumowania, to jak Rambo bez opaski na głowie, coś (nomen omen) nie gra zdecydowanie. 

Specjalnie nie używam słowa "najlepsze" (bo tego nie wiem), tylko "ulubione" bo to właśnie te niżej wymienione porządnie namieszały mi w głowie. 

Najpierw zagraniczne, potem polskie, bez konkretnej kolejności, za to z krótkim uzasadnieniem i wytłumaczeniem. 



ROBERT PLANT & ALISON KRAUSE "Raise The Roof"



Jak to było w „Psach” Pasikowskiego? „Czasy się zmieniają, a pan ciągle jest w komisjach.” 

Z Robertem Plantem jest tak, że czasy, mody się zmieniają, a on nie nagrywa kolejnej, nudnej, przewidywalnej rockowej płyty, tylko cały czas kombinuje jak tu nas artystycznie poruszyć. 

W tym roku razem z Alison Krause (to ich druga wspólna płyta), wzięli na warsztat utwory innych wykonawców (plus jeden premierowy kawałek) i stworzyli wspaniałą folkowo-bluesową mieszankę. 

Jak się artystycznie starzeć z klasą, uczcie się od pana Roberta.


CURTIS HARDING "If Words Were Flowers"



Życie jest jednak niesprawiedliwe. Czemu taki (znakomity skądinąd) Michael Kiwanuka jest tak bardzo popularny, a Curtis Harding już średnio bardzo? 

Oni poruszają się w podobnej stylistyce, a tak się składa, że Curtis wydał w tym roku album będący porywającą mieszanką soulu, folku, rocka i psychodelii. 

Ja tam będę non stop rozpowiadał na mieście, że to naprawdę wspaniały artysta i proszę dać mu szansę.   



GOJIRA "Fortitude"



Ta kapela to zdecydowanie mój numer jeden ostatnich lat jeżeli chodzi o ciężkie granie. Może nie przeskoczyli poprzedniej swojej płyty „Magma”, ale wysoki poziom utrzymany. 

Dodatkowo kupili mnie utworem „Amazonia”, aż się przypomniały piękne czasy „Roots”  Sepultury.



ADELE "30"



Jak dobrze posłuchać płyty, nad którą góruje pierwiastek ludzki, a nie wypolerowane brzmienie, gdzie odpowiednia produkcja robi dodatkową robotę. Tutaj najważniejszą robotę robi oczywiście jedyny w swoim rodzaju wokal pani Adele. 

Zabawne, że ja specjalnie nie kochałem (doceniałem oczywiście, ale bez pisków) jej poprzednich płyt, a przypasowała mi ta, na którą sporo ludzi narzeka, że smęty itd. Ale jakie to piękne i nastrojowe smęty i snuje! 

Słychać klimat lat 70. słychać Arethę Franklin, Carole King czy brzmienia wytwórni Motown. Ja przyciemniam światło i wgłębiam się w ten muzyczny opis trudnych relacji damsko-męskich (Adele na tym albumie odwołuje się do bolesnego rozstania z mężem).



TURNSTILE "Glow On"



Bo dobry, muzyczny hardcore nie jest zły, jednak ważne dla mnie jest, aby nie była to przewidywalna, jednostajna młócka. 

Oni oferują potężne granie, jednocześnie odważnie wykraczają poza ramy sztywnego schematu jeżeli chodzi o ten gatunek. 

Czyli przygotujcie się momentami na elementy ciężkiego funku a nawet…sambę!



JOHN MAYER "Sob Rock"



Jak do podstawówki chodziło się w latach 80. to trudno nie mieć sentymentu do tej dekady. John Mayer chyba też ją ma, bo właśnie nagrał płytę, która jest hołdem dla tej epoki. 

W całości. Począwszy od świetnej, stylizowanej okładki, a na brzmieniu kończąc. Ale to też po prostu świetne pop-rockowe dźwięki, zagrane z klasą i polotem. 

Ta płyta towarzyszyła mi latem nad polskim morzem, ale kiedy jej słuchałem, to bardziej przenosiłem się do USA na Florydę i stawałem się jednym z bohaterów serialu „Miami Vice”.



THE WAR ON DRUGS "I Don't Live Here Anymore"



Nadal jesteśmy w latach 80. Oryginalny i twórczy muzyczny powrót do przeszłości jako sposób na przyszłość?  

Z The War On Drugs to się udaje od kilku ich płyt, tegoroczna nie jest wyjątkiem.



MASTODON "Hushed and Grim



Mam kolegę w pracy, który uwielbia składać modele samochodów z klocków wiadomej firmy (żeby nie było reklamy). To długa i misterna praca/pasja/zajęcie. 

Kiedy słucham nowej płyty Mastodon, przychodzi mi na myśl właśnie ta czynność, bo jej słuchanie to właśnie dla mnie coś w stylu długiego składania takiej misternej budowli. Trzeba mieć cierpliwość. 

Kiedy dowiedziałem się, że to będzie długi, dwupłytowy album, pomyślałem „o, nie, kolejna kapela, która potknie się o własną megalomanię”. Na szczęście to nie w tym przypadku. Ta płyta potrafi odwdzięczyć się za uważne słuchanie. Odkrywamy cierpliwie i małymi kroczkami.



DELVON LAMARR ORGAN TRIO "I Told You So"



Musi być też u mnie akcent jazzowy, bo w 2021 ukazało się sporo dobrych rzeczy i np. tacy Sons Of Kemet już się zmieścili (choć zasługują). Jednak wtedy musiałbym stworzyć odrębną listę jazzową 

Padło na ekipę, która może nie ląduje na pierwszych stronach gazet branżowych, ale za to potrafi porywająco miksować jazz z soulem i funkiem. 

Uwaga, może przemówić nawet do tych, którzy uciekają od jazzu, jak politycy od dziennikarzy na sejmowych korytarzach. Fragment ich utworu dostąpił zaszczytu i funkcjonuje jako dzwonek w moim telefonie.



SAINT ETIENNE "I've Been Trying To Tell You"



Nic nie poradzę, mam dużą słabość do elektroniki z lat 90. I nie, nie chodzi o kolorowe telewizory z tyłkiem i odtwarzacze VHS, ale o grupy, style muzyczne i brzmienie. 

Czyli o drum'n’bass, trip hop itd. 

Saint Etienne to londyńska grupa właśnie z tamtych czasów. I tak się składa, że ta grupa teleportowała się do współczesności i zafundowała klimatyczne, delikatne i subtelne brzmienie, które znakomicie się prezentuje w czasie teraźniejszym.



FISZ EMADE TWORZYWO "Ballady i protesty"



Kiedy ta znana i lubiana ekipa wydaje kolejną płytę, to zawsze jest to poważne wydarzenie. Jednak do dobrego łatwo się przyzwyczaić, więc można popaść w rutynę, odruchowo pochwalić i zapomnieć. 

Nie w tym przypadku. Ta płyta zostanie ze mną na dłużej. Bogactwo jej brzmień, klimatów pozwala przy każdym kolejnym słuchaniu na odkrywanie jej na nowo. A jeden utwór zostanie już ze mną na zawsze. „Za mało czasu”…kruca bomba…

„Muzyka jest moim narkotykiem,

Nic innego nie używam,

Nie używam i nie piję.

(Mam za mało czasu)

Muzyka jest moim narkotykiem,

Moim rodzinnym miastem.

(Mam za mało czasu)

Mam już za mało czasu,

Muzyka nie pozwala mi się zestarzeć"



WOJTEK MAZOLEWSKI "Yugen"



Tym razem artysta postawił na gitarowe granie, organiczne i przy tym optymistyczne.  

Normalnie bliższe mi jest punkowe wkurzenie, kontestacja i krytyczne myślenie…ale chyba teraz potrzebuję trochę tej hippisowskiej, czystej naiwności w dobrym tego słowa znaczeniu. 

Miłość, przyjaźń, empatia, jak bardzo nam tego potrzeba w tym podzielonym świecie…idealna płyta dla mnie na te popieprzone czasy. Bo całkiem sensowny jest ten „Manifest” otwierający album.

„Niech na świecie będzie pokój, radość, przestrzeń wypełniona miłością

Mamy krystaliczne powietrze, tolerancję i sprawiedliwość dla wszystkich

Tworzymy siłę i moc

Wszyscy będziemy szczęśliwi

Przestrzeń wibruje radością”



WALUŚKRAKSAKRYZYS "Atak"



Artysta, który z kopa otworzył drzwi naszego rodzimego przemysłu muzycznego. 

Dowód na to, że ze starych (rockowo-punkowych z dodatkiem elektroniki) klocków, można zbudować coś interesującego, jak się ma głowę na karku.



KUBA WIĘCEK TRIO & PAULINA PRZYBYSZ



Artystka w listopadzie występowała u nas w Łaskim Domu Kultury. Wtedy promowała zeszłoroczną, znakomitą płytę „Odwilż”, ale tak się złożyło, że w listopadzie wyszedł też ten wspólny album z jazzową ekipą Kuba Więcek Trio. 

To muzyczna interpretacja „Pieśni Świętojańskiej o Sobótce”, czyli literackiego renesansowego dzieła Jana Kochanowskiego. 

Od razu kiedy posłuchałem pierwszego utworu „Chuć” wsiąknąłem i nie mogłem się oderwać. Piękny muzyczny, staropolski wynalazek.



FERTILE HUMP  "The Break Up Club"



Od dawna jestem fanem muzycznych duetów damsko-męskich (The White Stripes, The Kills) i bardzo się cieszę , że mamy też naszego polskiego reprezentanta w tej dyscyplinie.  

Mieszanka bluesa i rocka na tyle brudnego, zgniłego, błotnistego, że nie może się nie podobać!



KAŚKA SOCHACKA



Pamiętam mój pierwszy kontakt z tą artystką. Nieodżałowana radiowa Trójka i koncert w  studiu im. Agnieszki Osieckiej. Styczeń 2020, występowała w ramach Offensywy De Luxe, czyli specjalnego, koncertowego wydania kultowej audycji Piotra Stelmacha. 

Byłem wtedy w tym studiu na widowni. Sam Kortez ją wspomagał, reszta zespołu też bardzo doświadczona. Było niby ok, jednak obserwując artystkę wyczuwałem tremę, jakieś takie wycofanie…może to ranga wydarzenia (plus transmisja w radiu na żywo) lekko paraliżowała. 

Wtedy nie do końca mnie przekonała, jednak ta płyta przekonuje mnie od początku, idealnie się sprawdzała w jesienne wieczory. A na jej koncert z przyjemnością i niechybnie prędzej czy później trafię znowu.



HENRYK DEBICH "Zbliżenie" 



Lata 80. to czasy orkiestr. Pamiętam jak orkiestra Alex Band pod szefostwem Aleksandra Maliszewskiego obstawiała festiwal w Sopocie, orkiestra Zbigniewa Górnego Opole. 

Orkiestra Henryka Debicha obstawiała wtedy chyba festiwal piosenki żołnierskiej w Kołobrzegu, który nawet dla dzieciaka takiego jak ja był synonimem obciachu raczej. 

Kiedy teraz po latach dzięki wytwórni Astigmatic Records (która przekopała się przez archiwa Radia Łódź) poznaję nagrania Orkiestry pod batutą Henryka Debicha z wcześniejszych lat 70. to przecieram oczy ze zdumienia. Toż to jazzowo-funkowa bomba! To fascynująca muzyka niczym z jakiegoś starego hollywoodzkiego filmu z Nowym Jorkiem w tle. 

Przepraszam, Łodzią.



RALPH "Kora" 



Ralph oddaje hołd Korze. Przy okazji mierzy się z ikonicznymi utworami…i zwycięża. 

Piękna, oryginalna, spełniona muzyczna fantazja pokazująca jednocześnie jak ponadczasowe, ponadgatunkowe są te kawałki.



VARIETE "Dziki książę"



Nowofalowi (czy komuś jeszcze takie określenie coś mówi?) weterani w natarciu. Przemyślane, hipnotyzujące, inteligentne granie z wielowymiarowymi tekstami lidera grupy, poety Grzegorza Kaźmierczaka. 

Aha, dla tych którzy nie są ze Zduńskiej Woli, Variete to też nazwa knajpy, która do niedawna gościła sporo artystyczno-pijacko-inteligencko-łajdackich dusz i była miejscem inspirujących spotkań. 

Chciałbym kiedyś usłyszeć Variete w Variete.



BIBOBIT/OSIECKA "Co to za czas"



Październik to miesiąc urodzin Agnieszki Osieckiej. W październiku występowała u nas w Łaskim Dom Kultury Maja Kleszcz z projektem „Osiecka De Luxe”. W październiku też laureaci konkursu Męskiego Grania, grupa Bibobit wydała tę płytę. 

Agnieszka Osiecka nadal inspiruje młodszych i starszych, a ja lubię słuchać efektów tych inspiracji. W tym przypadku jest trochę soulowo-jazzowo, trochę elektronicznie z funkową domieszką. 

Mój faworyt z tej płyty? „Kobiety, których nie ma”.



                                                                                                                    Michał Jędrasik